Ona się uśmiecha, kiedy już nie może inaczej...
Gdzieś w zamierzchłych czasach moja młodsza siostra oglądała pewien film. Nietrudno domyślić się, iż był to Charlie i Fabryka Czekolady, nowa produkcja rzecz jasna. Pamiętam, iż przysiadłam się do niej i nie mogłam oderwać wzroku od jednej postaci, mojej ulubionej, oczywiście. Od tamtej pory Willy prześladował mnie na różnego rodzaju stronach. Działo się to tak długo, aż pewnego pięknego dnia zdecydowałam. Muszę ją przeczytać! I stało się. Książka została zamówiona, przeczytana od deski do deski, a następnie leżała na półce i oczekiwała, aż ją zabiorę do nowego domu. Nie powiem, trochę czasu minęło.
Wydanie, które posiadam jest jednym z najnowszych (2015 rok) i jestem w nim całkowicie zauroczona. Okładka jest czerwona, ozdobiona rysunkiem, który (jak zakładam) przedstawia fabrykę Pana Wonki. Nie przejmuję się, że jest to prawdopodobnie wydanie dostosowane do młodszych czytelników, tekst sam w sobie bardzo mi się podoba.
Na licznych stronach można znaleźć rysunki, które wykonał Quentin Blake. Podejrzewam, że miały one pomóc młodszym czytelnikom wyobrazić sobie opisywane w książce opowieści i faktycznie tak działają.
Nie zaliczam tej książki do listy lektur obowiązkowych każdego człowieka. Wychodzę z założenia, iż każdy z osobna powinien decydować co i kiedy chce czytać. To pewnie jest powód, dla którego miałam problem z czytaniem lektur. Niemniej jednak jest to naprawdę udana historia. Pojawiają się w niej postaci, które warte są poznania. Nie dlatego, iż każda jest dobra. Wręcz przeciwnie! Ukazane przez autora osoby różnią się od siebie pod wieloma względami. Chyba w tym upatruję cały czar. Ale od początku.
Wydaje mi się, że każdy wie o czym jest ta książka. Jednak nie każdy zwraca uwagę na to, iż przedstawione w niej arche postaw człowieka, które może on przybrać w każdym wieku, są naprawdę istotne. Autor odwołuje się do podstawowych wartości, jakimi powinien się charakteryzować ktoś dobry. W tym wypadku mamy bohaterów kochających miłością, która nie zna przeszkód, a w opozycji do nich, rozpieszczonych i pyskatych.
- Ziarno rozsądku? - zawołała Violet Beauregarde.
- Przydałoby ci się - odparł pan Wonka. - Ale jest już za późno. [s. 118]
Moim zdaniem, pan Wonka jest w tym wypadku osobą najbardziej krytyczną ze wszystkich, jakie udało się poznać na kartach tej książki. Komentuje on zachowanie poszczególnych osób, nie przebierając zbytnio w słowach (mając jednak granice - nie zapominajmy, że jest to historia skierowana głównie do młodszych ludzi). Jednocześnie jest nieco nieobecny, rozedrgany, nie wie co jest odpowiednie, a co nie. W tym tkwi jego kwintesencja - samotnik, który tak bardzo zatracił się w owej samotności, iż (zdawałoby się) nie potrafi zrozumieć czegoś takiego, jak podstawowych uczuć. Można go określić jednym słowem: dziwak. Ale dziwak, który usiłuje znaleźć swoje miejsce na świecie. Nie potrafiąc się na nim odnaleźć, gubi się ustawicznie. Niesamowitym jest jednak to, iż pomimo życia, jakie wiódł, dostrzega wielką wartość, jaką jest rodzina.
- Ratujcie ją! - zawołała pani Salt. - Veruca! Wracaj! Co one jej robią?
- Sprawdzają, czy przypadkiem nie jest zepsuta - wyjaśnił pan Wonka. - Proszę tylko popatrzeć.
Veruca wiła się jak oszalała, ale wiewiórki trzymały ją mocno, tak że nie mogła się ruszyć. A wiewiórka na jej ramieniu systematycznie opukiwała jej głowę - puk, puk, puk.
Aż w pewnym momencie chwyciły Verukę i zaczęły ją ciągnąć.
- Mój Boże, więc ona jednak jest zepsuta... - stwierdził pan Wonka. - Jej głowa musi być całkiem pusta... [s. 153]
Ilość alegorii, które zostały wykorzystane przez autora sprawiają, iż opowieść sama w sobie jest naprawdę uniwersalna. Wymyślone postaci zostały kreowane na podstawie faktycznych postaw ludzkich, a co za tym idzie, posiadają wady i zalety, które obecne są w wielu z nas. Po prawdzie, Roald Dahl skupia się na jednym elemencie charakteru każdej osoby, dostrzegając jej dobrą albo złą stronę. Jednak nie ukrywa, że za taką czy inną postawę dzieci odpowiedzialni są ich rodzice, którzy rodzicami często są tylko z nazwy, nie potrafiąc wychować własnego potomstwa. Wonka - postać jednak dobra - (być może) czuje przerażenie, widząc tak wielkie zepsucie. Przestroga dla rodziców? Czy może zachęta dla dzieci, by nie powielały negatywnych (zresztą skrajnie uwypuklonych) postaw? Ostatecznie dobro zostaje nagrodzone, więc mamy prawo tak sądzić.
PS. NIESPODZIANKA faktycznie mnie zaskoczyła, pozytywnie. Wydaje mi się, że jeszcze nie raz wrócę do tej historii, do wartości, jakie zawiera, do szczęścia, jakie ostatecznie prezentuje.