172 Obserwatorzy
10 Obserwuję
Szitzu

Na piaskach moich snów

Ona się uśmiecha, kiedy już nie może inaczej...

Teraz czytam

Mroki
Jarosław Borszewicz
Przeczytane:: 178/231 stron
Książki. Magazyn do czytania nr 4 (19) / Grudzień 2015
Redakcja magazynu Książki
Przeczytane:: 59/90 stron

I nagle odkrywam alterego

Auto da fé - Elias Canetti, Edyta Sicińska

Zapamiętać na przyszłość: jeśli na jakimkolwiek forum poświęconym książkom ktoś napisze, że dana pozycja jest "dla najwytrwalszych", a część osób to poprze, to tak naprawdę jest. Serio.

Ale, młodość jest głupia, tak jak niedoświadczenie. Przyznaję to, bo wybranie akurat tej książki do czytania w parze z tekstami wojennymi, powojennymi, o wojnie, okupacji itp. to bardzo zły pomysł. Bardzo, bardzo zły. A dlaczego?

Nie wiem jak inni, ale ja na wojnę reaguję obrzydzeniem. Po prostu. Chociaż lubię o tym czytać, sprawia mi to niemal fizyczny ból. Ale nie o tym powinnam pisać, a o "Auto da fe". Wszystko byłoby naprawdę dobrze, gdyby autor nie pisał w taki sposób, że kręciło się w głowie od samego czytania. 

Kien - postać, która początkowo nieco mnie przestraszyła, ale jednocześnie niezmiernie zaciekawiła. Przez pierwszych kilkadziesiąt stron była to osoba, która stała się dla mnie pewnym autorytetem. Oczytany, inteligentny, samotny, mający swoją sławę, ale nie czekający na kolejne oklaski, dumny ze swojej pracy, ale nie obnoszący się z nią wszem i wobec, mający swoje książki, które tak wiele dla niego znaczyły.

Widzę w nim wiele podobieństw, które można przypisać i mi. Choćby chorobliwa dbałość o te wszystkie tomiki na półkach. Może nie posiadam tak naukowych egzemplarzy, ale są one tak samo ważne jak to zostało przedstawione w tekście.

Jest jeszcze Teresa - od razu skojarzona z ciotką. Sprząta, trochę marudzi, ma "swoje lata", ale dba o to co jest pod jej opieką. Wywiązuje się z własnych obowiązków, jest sumienna i dokładna. Z czasem nawet zaczyna tolerować wszelkie dziwności panujące w mieszkaniu profesora (którym Kien nie był, tak swoją drogą).

Byłam dumna, że zaczęłam czytać tę książkę i nie sprawiała mi większych problemów. Wręcz przeciwnie. Czytało mi się ją strasznie szybko. Nie długo, niestety. Zapowiedziana "ciężkość" odezwała się w odpowiednim miejscu.

Niezmiernie podobała mi się forma czytania Teresy: książka na poduszeczce, dłonie odziane w białe rękawiczki. Tak właśnie obcowała ze starą, zniszczoną, w pewien sposób nielubianą przez Kiena powieść. Zaimponowała mi tym, że nawet bez uprzedzenia, że jest się idealistą i rzeczy, które pożyczam mają zostać zwrócone w stanie idealnym, ona po prostu zrobiła to jakby automatycznie. To, czego ja nie potrafię nawet wyprosić u niektórych ludzi.

Reakcja głównego bohatera na otaczanie taką czcią jedną z zniszczonych już książek była dla mnie zaskoczeniem. No bo, żeby aż tak się emocjonować? Trochę przerysowane. Ale - mówię sobie - daj na wstrzymanie. To pewnie taki zwrot w akcji.

I tu był mój błąd. W myśleniu, rzecz jasna. Bo to wcale nie był zwrot w akcji. Po prostu w ferworze czytania nie zauważyłam jak razem z narracją zmieniło się zachowanie Kiena. Nie dostrzegłam tego jak bardzo zaczął odstawać od normy. Z początku stopniowo zacierały się granice, dopiero po pewnym czasie doszłam do jakże inteligentnego wniosku "Heloł, tu coś jest nie tak!".

Jedno zdanie na pół strony, mamrotanie o niczym, zachowanie się jak trup, nadmierna ufność i służalczość, nazywanie wszystko prawdziwym imieniem oraz paskudne odnoszenie się do chociażby Żydów po prostu co jakiś czas odrzucało. Ale, jak na zagorzałą czytelniczkę przystało, mówię sobie, że dam szansę. Przeczytam do końca.

A tam co? To co wariat może wymyślić we własnej głowie. Ktoś, kogo darzysz pewnego rodzaju szacunkiem mówi Ci, że Twoja żona nie żyje. SUPER. Aż tu nagle ją spotykasz w mieście. To dopiero zwrot akcji. W czasie ratowania kolejnych książek przed Świnią, w czasie intrygi tak banalnej i łatwej do wykrycia, że nie potrafię do końca Kiena ogarnąć umysłem dzieją się tak bardzo niemożliwe rzeczy, że mam ochotę trzasnąć głową w betonowy słup.

Ale mimo wszystko jest to książka naprawdę genialna. Opowiada o czymś co z cudownego zafascynowania przerodziło się w chorą iluzję prawdziwego życia. Stopniowa przemiana wykształconego mężczyzny w kogoś, kto nie wie czym jest rzeczywistość, a czym jest wytwór jego własnej wyobraźni doprowadza do jednego.

Do katastrofy.

Polecam dla ludzi, który są wytrwali w postanowieniach. Powiem szczerze, że ja po czytaniu tej powieści miałam mętlik w głowie. Nie w postaci rozmyślania o książce. Mi się mieszały myśli. Sposób przedstawiania akcji jest tak fenomenalny, że na sobie samej czułam jak to jest być wariatką. Coś fascynującego, ale i przerażającego równocześnie.