172 Obserwatorzy
10 Obserwuję
Szitzu

Na piaskach moich snów

Ona się uśmiecha, kiedy już nie może inaczej...

Teraz czytam

Mroki
Jarosław Borszewicz
Przeczytane:: 178/231 stron
Książki. Magazyn do czytania nr 4 (19) / Grudzień 2015
Redakcja magazynu Książki
Przeczytane:: 59/90 stron

Męcząc się

Złuda - Carmen Laforet

Ostatnimi czasy mam nieszczęście wpadać na książki, które nie mają w sobie nic, oprócz kartek. Jak dla mnie - całkiem pustych kartek. Na mój gust, ostatnia, którą przeczytałam, równie dobrze mogłaby nie mieć żadnego tekstu, a wyniosłabym z niej tyle samo, co wyniosłam po lekturze. 

 

Warto nadmienić, że wypisałam sobie dwa cytaty. Jeszcze żaden nie trafił do mojego magicznego zeszytu z ulubionymi fragmentami, ale niebawem trafią. Tylko muszę wrócić do domu. A to już niebawem, bo za tydzień. 

 

Cytat pierwszy: Przyjemnie jest patrzeć, jak śpią ci, których się kocha. (strona 47)

Cytat drugi: Człowiek porusza się zawsze w tym samym kręgu osób, choćby nie wiem ile robił obrotów. (strona 180)

 

Miałam - początkowo - nadzieję, że po przeczytaniu tej powieści moje patrzenie na to co mnie otacza, że odkryję coś niesamowitego w mojej szarej codzienności, że będę inaczej do wszystkiego podchodziła. Magia w życiu codziennym i te sprawy.

 

Tego oczekiwałam po innych lekturach pochodzenia hiszpańskiego. No, dajmy na przykład Marzenie Celta, które zawładnęło moją duszą. 

 

Ale za to dostałam rozczarowanie na główne danie, stracony czas na przystawkę i garść nudy na dokładkę. Tak mniej więcej wyglądało czytanie tej książki. Wiało nudą. Oprócz oczywistego pomylenia bohaterów, nie było tam nic, co by mnie zaciekawiło. Jeśli jednak coś takiego pojawiło się na horyzoncie, autorka rozwijała wszystko, każdy szczegół na samym początku, obdzierając historię z cudów, jakie może skrywać tylko Barcelona.

 

Na dobrą sprawę, to nie wiem po co ja czytałam tę książkę. Bo miałam ją odrzucić zaraz po pierwszych pięćdziesięciu stronach. Ale powiedziałam sobie, "może dalej będzie lepiej". I się przejechałam. Nie pamiętam książki, która tak dobrze mnie uśpiła w dzień. Gratulacje. No, wręcz owacje na stojąco.

 

Na koniec dodam tylko, że zaczęłam z dniem dzisiejszym czytać Dowód, który czekał na mnie od dłuższego czasu. Już nie mogłam się doczekać, aż go przeczytam. I on, proszę państwa, wchodzi mi gładko, jak kolejne truskawki pomiędzy usta. Bez oporów i wciskania na siłę. 

 

Zobaczymy, czy dalej będzie tak samo. Jeśli nie, to chyba zacznę czytać starego, dobrego Potter'a.

 

Tymczasem, pozostawiam wszystkich z piosenką, która zadziwia mnie od wczoraj: http://youtu.be/KyHrOHQoNBs Autora słucham od niemal samego początku, dlatego to coś strasznie mnie irytuje. Miyavi, znany przede wszystkim z tego jak gra, wydał coś, co brzmi jak klasyczny hit lata. Idę się powiesić. Albo powiesić jego. Powiedzieć, że się zawiodłam to mało, ale cóż ja mogę. Na pocieszenie mam resztę albumu, trochę lepszą i bardziej w jego stylu. Ale może kogoś, kto raczej nie przepada za klasycznym rockiem japońskim rozsmakuje się w Secret, które w całości jest w języku angielskim.

 

A już niebawem Warszawa i Animatsuri. Stolico, przybywam.