172 Obserwatorzy
10 Obserwuję
Szitzu

Na piaskach moich snów

Ona się uśmiecha, kiedy już nie może inaczej...

Teraz czytam

Mroki
Jarosław Borszewicz
Przeczytane:: 178/231 stron
Książki. Magazyn do czytania nr 4 (19) / Grudzień 2015
Redakcja magazynu Książki
Przeczytane:: 59/90 stron

Jestem tylko lalką. Niczym więcej.

Jak widać, moja silna wola i chęć powrotu - chociażby częściowego - do mojego życia, które z większymi lub... jeszcze większymi niepowodzeniami prowadziłam do tej pory, odnosi skutki. I tak - wraz z zakończeniem kolejnej książki, przybywam, by zatruć innych swoją miłością do nich i wiecznym pesymizmem. A więc (pocałujcie się w nos poloniści całej Polski!), czas zaczynać.

 

Korzystając z przymusowego wolnego, postanowiłam sobie jedną rzecz. Skończyć książkę, która tak strasznie mi się spodobała. Ale jednocześnie - nie mieć w nosie nauki. I tak, od rana siedząc przy historii i powstaniu listopadowym, by przejść do notatek z Ferdydurke, a skończyć na lalkach. I to jakich lalkach. Nie sięgam po zwykłe zabawki dla dziewczynki. Nie, czas beztroski, tak często piękny - u mnie nigdy nieistniejący. Więc nie widzę powodów, dla których w tym wieku sięgałabym po inne niż moje Lalki z getta. 

 

Napisać, że czuję dumę z siebie, to mało. Bo jest coś więcej. Duma to tylko skutek uboczny na to, że znalazłam czas na czytanie własnej lektury, a nie lektury szkolnej. To niewyobrażalne, że potrzebowałam kolejnej książki o tym potwornym czasie. To wręcz chore - przynajmniej dla mnie. Katuję się taką literaturą, niejednokrotnie nie śpię po niej po nocach, ale wracam do niej jak często tylko mogę.

 

W takich momentach mam ochotę skopać po nerkach mojego własnego tatusia. I pytam sama siebie, dlaczego na Boga mi to zrobił. Dlaczego powiedział, że dzień moich urodzin, to nie tylko święto, jakie obchodzę, ale też wybuch najokropniejszej wojny, która dla wielu była ostatnim cierpieniem, która zniszczyła nie jedno miasto, która wypluwała ludzi zmielonych na krwawą miazgę. A z drugiej strony chcę całować go po jego zniszczonych dłoniach za swego rodzaju dar. Bo dzięki niemu mogę śmiało powiedzieć, że wiem, iż nie jestem pępkiem świata.

 

Tato, jeśli jakimś trafem dojdą do Ciebie te słowa, wiedz, że wybaczyłam Ci tamte słowa o tym, że wcale nie mam tego dnia wielkiego święta. Wiem, że nie chciałeś nic złego, ale dziecko nie zawsze rozumie to, co chcą mu przekazać dorośli.

 

Jak już wszystko wyjaśniłam, to czas przejść do samej książki. A nie jest ona byle jaka. Pierwszy raz zetknęłam się - świadomie - z nią w wakacje. Czyli w czasie, kiedy 11 godzin pracy na dzień nie było dla mnie niczym nowym. Sezon, proszę państwa! Jak widać, nie tylko niszczy. W miejscu, w którym spałam, moja znajoma miała właśnie tę książkę. Nie zwróciłabym na nią uwagi, gdyby nie to, że Michasia nie jest osobą, która czyta tandetne romanse oraz erotyki nie mówiące o niczym innym jak o seksie. I jeszcze to getto... A później, niemal miesiąc po 1 września, będąc u znajomego na herbacie, podchodzę do jego książek. I widzę. Patrzy na mnie. A ręce aż drżą. Bo chcę. Już, teraz, nawet wczoraj. I borę. Razem z dwoma innymi, które - przypadek? - także są o wojnie. "Bierz! Mam nadzieję, że wybaczysz mi przetrzymywanie Beksy." I śmiech. No tak. Kto jak kto, ale ja książki oddaję w stanie... lepszym, niż gdy je pożyczałam. Taki mały radosny punkcik w czarno-czarnym dniu, który sam w sobie był dla mnie okropny. I przez te kilkanaście dni, książki leżały zaraz koło łóżka. Między nami - jest tam kupka powieści, które chcę przeczytać jak najszybciej. Razem z lekturami. I tak oto przyszedł sądny dzień.

 

Początkowo towarzyszyło mi zaciekawienie. Wtopienie się pomiędzy litery było łatwe. Zdawałoby się, że dawno tak łatwo nie umknęłam światu rzeczywistemu. A później było tylko coraz lepiej. A może gorzej?

 

Nie chcę nikomu zniszczyć lektury o tej historii. Dla mnie jest magiczna i przesiąknięta bólem. Cierpieniem. Zagładą. Destrukcją. Eksterminacją.

 

Nie sądziłam, że pacynki - te małe istotki, które tak lubiłam oglądać w teatrze lalek w podstawówce - staną się kluczem. Do serc.

 

Boli mnie serce, gdy pomyślę o tym, co wie o Holokauście chociażby moja młodsza siostra. Gdy uważa Miasto 44 za film przedstawiający okrutną prawdę wojny. A ja nie mam sił jej tego tłumaczyć. Tego, że w rzeczywistości nie było miejsca na miłość, tego, że kule nie omijały ludzi, że zabijano bez powodu, tego, że zmuszano człowieka do niewyobrażalnych rzeczy, że bawiono się ciałem, że nie szanowano tych, którzy padli. I to wszystko ukazują Lalki

 

Teatr śmierci rusza. Kurtyna się rozsuwa. A na środku stoi Śmierć. Nie z kosą. Nie w czarnej pelerynie. Nie, ma na sobie coś innego. Mundur nazistów.